— Puk, puk! — dało się nagle słyszeć z wnętrza duszy.
— Kto tam? — spytał Poszukiwacz, zaskoczony i przestraszony.
— To Bóg — odparł Głos ze środka.
— Udowodnij to! — odparł Poszukiwacz.
I powróciła cisza.
Pewnego dnia słońce, po wspięciu się w swój zwykły metodyczny sposób na nieboskłon, około godziny 11:57 Standardowego Czasu Wschodniego, zatrzymało się. Dopiero po trzech dniach zauważono to na Manhattanie.
Jest wczesny sobotni wieczór. Nerwowo gromadzimy się w korytarzu przed salą balową dużego hotelu. Niewiele wiemy na temat tego, co ma się wydarzyć w czasie sesji treningowej, która ma się wkrótce rozpocząć. Większość z nas uczestniczyła w czymś, co się nazywało „seminarium dla gości”, albo „specjalne wydarzenie dla gości”, i dowiedzieliśmy się o pewnych fascynujących sprawach, które ponoć się przydarzają ludziom uczestniczącym w treningach est. Niemal wszyscy z nas uczestniczyli w poprzedni poniedziałek w trzygodzinnym „wstępnym treningu”, podczas którego przedyskutowano podstawowe zasady czy „uzgodnienia dotyczące treningu”. Powiedziano nam, że nie będziemy mogli wysikać się, jeść ani palić przez długi czas, oraz że wiedza niepotrzebnie zajmuje wielu z nas.
Mieszając się z tymi, którzy przyszli wcześniej, zauważaliśmy, że pod sporadycznymi ziewnięciami kryje się pełne podniecenia oczekiwanie, wraz z nerwowością, która u niektórych stała się niemal przerażeniem. Wielu obawia się, że trening w ich przypadku nie zadziała. W istocie przyczyna lęku tkwi prawdopodobnie w przeciwieństwie — co będzie, jeśli est działa? Co będzie, jeśli poddamy się treningowi i będziemy musieli się zmienić, stać się inni, stracić zainteresowanie dla naszych obecnych gierek, naszych codziennych problemów, naszego aktorstwa, naszych trwałych osobistych relacji, naszych… Co za przerażająca myśl!
Wielu z nas, jako ludzie wyrafinowani i inteligentni, zaangażowało się w wyrafinowaną i inteligentną konwersację
— taką, która całkiem nie grozi wyrażeniem czegokolwiek z naszych emocji, a z intelektu też niewiele, ale za to ma styl.
— Jak tu trafiłaś? — pyta Jack Jennifer.
— Córka była na tym treningu i potem zaczęła utrzymywać swój pokój czysto i porządnie. Nie mogłam w to uwierzyć.
— Rozumiem. Mój przyjaciel mówił, że zwiększył sprzedaż o trzydzieści procent. Ale co mi najbardziej zaimponowało, to to, że gość teraz zdaje się wiedzieć, co robi. Nagle nabrał pewności siebie. Próbował mi to tłumaczyć, ale to jakiś mętny żargon związany z est.
— Wiem, co masz na myśli. Moja córka cały czas opowiada o tworzeniu przestrzeni dla mnie, dla jej sióstr, i dla wszystkich innych. Pomyślałbyś, że wynajmuje mieszkania.
Drzwi do sali, gdzie miał się rozpocząć trening, otwarły się i młody człowiek o pokerowym obliczu, z plakietką est na piersi, zaanonsował jasnym, spokojnym tonem:
— Możecie teraz wejść do sali. W sali, gdzie odbywają się treningi, nie będzie rozmów i nie będzie palenia. Podejdźcie do głównego stołu po prawej stronie i weźcie plakietkę z waszym imieniem. Te plakietki są ułożone alfabetycznie, według nazwisk. Po lewej jest stół, gdzie macie skontrolować wszystkie zegarki. Potem możecie wejść do sali, gdzie będą się odbywać treningi. W sali, gdzie odbywają się treningi, nie będzie palenia. Podejdźcie do głównego stołu…
My, uczestnicy sesji treningowej, gromadzimy się przed wejściem do sali niczym owce u wrót zagrody, potem zaś przechodzimy przed kilkoma innymi asystentami est, z których każdy wygląda niesamowicie, wprost jak jakiś robot, ale w rzeczywistości wykazuje całkiem neutralne nastawienie, które wydaje się agresywne jedynie w zestawieniu z oczekiwanym uprzejmym uśmiechem. Plakietki z imionami, ułożone alfabetycznie, są kolejno zabierane przez uczestników — każda głosi wielkimi literami istnienie CHUCKA, MARCII, TINY, JIMA itd. Mniejszymi literami, niemal nie do odczytania, napisano tam nazwiska. Większość osób sprawdza zegarki przy drugim stole, a potem nerwowo przechodzi przez drugie drzwi, do obszernej sali spotkań, gdzie łagodnym łukiem ustawiono w ośmiu rzędach dwieście pięćdziesiąt krzeseł naprzeciw podniesionej estrady.
Sala hotelowa została ekstrawagancko udekorowana, niczym jakiś współczesny Wersal — krzykliwe czerwone kotary rywalizują z takim samym fioletowym dywanem. Jasne kandelabry zwisają z gładkiego białego sufitu. Na estradzie — mającej około dziesięciu metrów szerokości, cztery głębokości, i leżącej o jakieś trzydzieści centymetrów powyżej poziomu podłogi — stoją dwa wysokie tapicerowane krzesła, niewielki pulpit, większe biurko ze stojącym na nim dzbankiem i papierowymi kubkami w metalowym podajniku; dwie tablice, jedna po każdej stronie estrady i każda zwrócona lekko w stronę środka sali, z nogami przyklejonymi taśmą do dywanu na estradzie. Te parafernalia wykładowcy wydają się uderzająco nie na miejscu między kandelabrami i lśniącymi zasłonami.
Asystent est informuje kolejnych wchodzących, że mają zająć miejsca siedzące z przodu i blisko środka, blisko przodu i blisko środka, a ludzie przemieszczają się naprzód i zajmują swe miejsca.
— Nie potrzebuję tego tak naprawdę — szepcze po chwili kobieta oznaczona jako Tina do siedzącej obok niej Jean. — Chodzi o to, że jestem całkiem szczęśliwa. Ale est uczynił cudowne rzeczy dla mojego byłego męża, i kto wie, może dla mnie też coś uczyni.
— Mój psychiatra mówi, że przyjrzał się est — odpowiada spokojnie Jean — i nic nie potrafił tam znaleźć, co by było nie tak. Jak na niego to naprawdę spora pochwała
— A pan dlaczego bierze udział w tym treningu? — pyta Tina swego sąsiada z prawej strony, mężczyznę w średnim wieku oznaczonego jako Stan.
— Cóż, chyba dlatego, że moje życie jest całkiem spieprzone — odpowiada niepewnie Stan. — Rozeszliśmy się z żoną rok temu i czuję się, jakbym stracił poczucie kierunku. Nieważne, co est robi, w każdym razie zdaje się sprawiać, że ludzie zaczynają czuć, że wiedzą, co się dzieje i czego chcą.
— To prawda — odpowiada Tina. — Mój mąż jedzie latem na safari do Afryki. Mówił o tym od 15 lat, a teraz nagle naprawdę to robi. Kiedy ja…
— NAZYWAM SIĘ RICHARD MORRISON I JESTEM TU, ABY POMAGAĆ WASZEMU TRENEROWI — rozlega się nagle dudniący na całą salę głos. Wysoki, szczupły, starannie ubrany w błękitną koszulę z rozpiętym kołnierzykiem człowiek stoi na estradzie i spogląda na publiczność. Zapada zupełna cisza. Dwustu pięćdziesięciu czterech uczestników sesji jest teraz dokładnie ustawionych w osiem rzędów, z czego każdy rząd z sekcją środkową składa się z jedenastu krzeseł i dwóch sekcji bocznych po pięć lub sześć krzeseł każda; sekcje są od siebie oddzielone przejściami szerokimi na pięć stóp1). Uczestnicy z przejęciem patrzą na Richarda. Za ich krzesłami stoi siedmiu czy ośmiu asystentów, z których trzech ma w rękach mikrofony. Za nimi jeszcze dwóch asystentów siedzi przy każdym z obu stołów. Z tyłu sali znajdują się stoły z dzbankami wody i papierowe kubki.
— JEST TERAZ GODZINA ÓSMA TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ — anonsuje Richard donośnym głosem. — WASZ TRENING SIĘ ROZPOCZĄŁ. Werner opracował pewne podstawowe reguły, których zgodziliście się przestrzegać. Te podstawowe reguły istnieją z jednego powodu: ponieważ działają. Przestrzeganie ich pozwoli wam wynieść z tego treningu najwięcej korzyści. Chcemy, abyście postanowili przestrzegać tych reguł. W istocie już podjęliście zobowiązania wobec est. Zgodziliście się nie wnosić do tej sali zegarków. Jeśli macie przy sobie jakiś zegarek czy cokolwiek, co wskazuje czas, wstańcie teraz i idźcie na koniec sali. Tam asystent odbierze wasz zegarek i da wam kwitek. Czy ktoś w tej sali jeszcze ma przy sobie zegarek?
Dwie osoby podnoszą dłonie. Jedna z nich, szczupła, atrakcyjna kobieta mogąca mieć dwadzieścia kilka lat, mówi cicho do Richarda:
— Mam zegarek w torebce, ale obiecuję nie patrzyć na niego w czasie treningu.
— ZGODZIŁAŚ SIĘ NIE WNOSIĆ ZEGARKÓW DO TEJ SALI. PROSZĘ IŚĆ NA KONIEC I ODDAĆ ZEGAREK.
— Jest w mojej torebce — mówi Linda. — To nie to samo, jakbym go miała na sobie.
— TOREBKA JEST W SALI. ZEGAREK JEST W TOREBCE. ZGODZIŁAŚ SIĘ NIE MIEĆ ZEGARKA W SALI. PROSZĘ ZANIEŚĆ ZEGAREK NA KONIEC SALI.
Zaczerwieniona ze wstydu kobieta gwałtownie odwraca się od Richarda, podnosi torebkę i szybko maszeruje na koniec sali.
— SPÓJRZCIE NA OSOBY SIEDZĄCE PO OBU WASZYCH STRONACH. JEŚLI KTÓRĄŚ Z NICH ZNALIŚCIE PRZED DZISIEJSZYM PORANKIEM, PODNIEŚCIE RĘKĘ… W PORZĄDKU. NIECH OSOBA SIEDZĄCA PO TEJ INNEJ STRONIE [Richard wskazuje w swoją lewą stronę] WSTANIE I PÓJDZIE NA KONIEC SALI.
— Znałam tę osobę tylko kilka dni — oświadcza kobieta o imieniu Anna. — Tylko od spotkania przedtreningowego. Czy to się liczy?
— JEŚLI KTOŚ SIEDZI KOŁO KOGOKOLWIEK, KOGO ZNAŁ PRZED DZISIEJSZYM PORANKIEM, PODNIEŚCIE RĘKĘ. OSOBA SIEDZĄCA PO TEJ INNEJ STRONIE MA PRZEJŚĆ NA KONIEC SALI.
Trzy lub cztery osoby, po krótkiej niepewności, idą na koniec sali, gdzie zostają im wskazane nowe krzesła.
— Wszyscy zgodziliście się pozostać w tej sali tak długo, jak tego będzie wymagał trener. NIE BĘDZIE PRZERW NA WYJŚCIE DO TOALETY, zanim trener tak nie powie, poza osobami, u których jest to konieczne z przyczyn medycznych, o czym za chwilę. Nie będzie palenia. Nie będzie na tej sali czytania. Nie będzie robienia notatek ani żadnych urządzeń do nagrywania dźwięku. Żadnego żucia gumy. Żadnego rozmawiania. Jeśli chcecie zakomunikować coś trenerowi albo podzielić się czymś z innymi uczestnikami, podnieście rękę. Jeśli trener zwróci na was uwagę i wyrazi zgodę, wstaniecie i poczekacie, aż asystent przyniesie wam mikrofon. Weźmiecie mikrofon i, trzymając go o trzy cale2 od ust, zakomunikujecie, co macie do zakomunikowania. Poza sytuacjami, kiedy uzyskacie pozwolenie i stoicie przy mikrofonie, nie będziecie nic mówić. Czy to jest jasne? Tak, David. Wstań. Weź mikrofon.
— Cóż… — mówi David, wysoki, elegancki mężczyzna powyżej trzydziestki. — Wiecie, przerabiałem już te wszystkie umowy podczas spotkania przedtreningowego i, szczerze mówiąc, nie po to płaciłem dwieście pięćdziesiąt zielonych, żeby mi teraz przez pół godziny przypominano, że nie mogę palić. Czy moglibyśmy może zacząć ten trening?
— TRENING JUŻ SIĘ ROZPOCZĄŁ. JA TU JESTEM PO TO, ŻEBY ASYSTOWAĆ TRENEROWI I PRZYPOMNIEĆ WAM O WSZYSTKICH ZOBOWIĄZANIACH, KTÓRE POWZIĘLIŚCIE. TO ZAJMIE WIĘCEJ NIŻ PÓŁ GODZINY.
Artykuł pochodzi z darmowego fragmentu e-book'a: "Księga est"
Zamów teraz albo czytaj dalej »
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz